Tydzień z życia – powrót po majówce do codzienności

Poniedziałek godzina 5:00

Jakby jakaś niewidzialna siła, wyrwała mnie z błogiego snu. O nie, pora wstawać do pracy. Jak już się ogarnąłem i naszykowałem papu do pracy, wybiła godzina 6:45. Pora wychodzić. Moja mina raczej nie wyglądała, jak bym był najszczęśliwszym człowiekiem na planecie. Bądź co bądź było 5 dni wolnego. No cóż, szybko zleci, tyle mnie nie było, a robotę trzeba wykonać, trochę się nazbierało, a jak wiadomo, nikt za ciebie nic nie zrobi. Jadąc do miejsca świadczenia pracy na rzecz mojego pracodawcy, zauważyłem, że jakby ruch na drodze, nie był za duży, prawie brak samochodów. Cos mi się wydaje, że co sprytniejsi, przedłużyli sobie weekend majowy.

Haaa, zgadnijcie, później czytam artykuł, że kolejki do krwiodawstwa, no tak zawsze to dwa dni wolnego. Szkoda tylko, że takie poruszenia obywatelskie są przed jakimiś świętami, ludzie idą oddawać krew dla wolnego, tak myślę. Czemu przez cały rok, nie słyszy się, że są kolejki przed punktami. I to nie tak, że narzekam, a sam nie oddaje. Oddawałem, jak mogłem, obecnie mój stan zdrowia wyklucza mnie jako krwiodawcę. No nic taka mała dygresja. Wracając, byłoby fajnie, jakby się tendencja utrzymana, to po południu nie będę stał w korkach.

Szalony dzień, spotkania, zebrania, nowe zadania, nie wiadomo, w co ręce włożyć. Coś mi się wydaje, że ten tydzień będzie ciężki. Nawet się nie obejrzałem, wybiła godzina powrotu do domu. Na szczęście korków nie było i droga zleciała szybko. Teraz coś zjeść, ogarnąć bieżące sprawy i można odpocząć. Do wieczora leżałem jak dętka na poboczu i oglądałem “Farma Clarksona”. Polecam, chociaż już oglądałem dwa sezony jakiś czas temu, ale postanowiłem jeszcze raz je obejrzeć i sobie odświeżyć, ponieważ wleciał na Prime nowy trzeci sezon. 

Nastał nowy dzień.

Wtorek, następnie środa, wyglądały tak samo, jak bym przeżywał dzień świstaka. Tak to bywa, jak w poprzednim tygodniu mamy tyle wolnego, to się pracy nazbiera. Środa jeszcze przyniosła chyba najzimniejszy dzień w tym tygodniu. W majówkę, 27 stopni w cieniu, dzisiaj tylko 4 z rana, po południu nie lepiej, dobiło do 13. Taka zmiana temperatur powoduje u mnie jakaś ospałość, niechęć, do czegokolwiek. Było już ciepło, nie mogło tak zostać.

Czwartek, od poranka do popołudnia rutyna.

Dzień zapowiadał się spokojny, ale taki nie był. Po południu moja Córa poinformował, za ma gorączkę. Trzeba ogarnąć lekarza. Zaczyna się wyścig z czasem, z pracy po córkę, żeby zdarzyć na umówioną już wcześniej wizytę. Wiem, dziwicie się, że tego samego dnia, ale jakimś cudem udało się zarejestrować. W drodze do domu gdzieś trzeba się zatrzymać w aptece. A i jeszcze muszę kupić majonez. Wczoraj naszła mnie ochota na kromkę z majonezem, serem białym, pomidorkiem, i cebulą. Trzeba było się obejść ze smakiem, bo brak majonezu.

Po powrocie do domu zrobiłem sobie kanapeczki, a co dzisiaj taki obiad można zjeść, a raczej kolacje. Późnym już wieczorem postanowiłem, że trzeba coś podziałać z moim blogiem. Biedaczyna leży od niedzieli nieruszany. Pora usiąść i napisać jakiś artykuł, żeby roboty Google widziały, że się tu coś dzieje i zaczęły pozycjonować moją stronę nieco wyżej w wyszukiwarce.

Piątek opieka.

Po długich rozmowach i negocjacjach, z moją Żoną, uznaliśmy, że to ja zostaje w domu, aby opiekować się naszą córeczką. Żona poleciała do pracy, Córka śpi. Zrobiłem sobie kawę i zasiadłem przy kompie, może coś dzisiaj napisze do cotygodniowego felietonu. I tak spędziłem dzień przy kompie, nie koniecznie prace związane z blogiem ruszyły naprzód.

Sobota – Dzień sadzenia!

W sobotę mieliśmy pojechać na działkę posadzić pomidory w foliówce. Nie wyszło. Rano, jak dla mnie południe, obudziłem się o 8 jak nigdy. Wstałem z łóżka, czuje się jak po walce na ringu, ból głowy, zatkany nos. Czyli nas też dopadło, mnie i moją Żonę. Czyli nic nie wyjdzie z naszych planów. Trzeba to przesiedzieć. A w niedziele mieliśmy jechać do Bobolic, Córka chora. Może za tydzień. Tak siedzę sobie i patrzę w monitor, głowa boli, tabletki nie pomagają.

Trzeba zając się strona, bo w czwartek nie wyszło. A może sobie w coś pograć. Postanowiłem, że zacznę od przygotowania ogólnego zarysu mojego tygodniowego opisu. Prace posuwały się do przodu, ogarnęła mnie przemożna chęć na cieplutką herbatę. Na dworze pochmurno i tak by z sadzenia nic nie wyszło. Herbata zrobiona, za oknem leje jak z cebra, można pisać dalej.

Niedziela – koniec tygodnia.

I nastała niedziela. Dzisiejszy plan to jechać na działkę posadzić pomidory, trzeba troszkę promować bloga, jak i discord. Może się uda trochę w coś zagrać, a jak nie to może ruszyć z serwerem 7 DTD. A i trzeba się obciąć, bo zarosłem jak dzika świnia. Po wypiciu kawy pojechaliśmy na działkę wsadzić pomidory, jak na razie nie pada, dzień zapowiada się słoneczny. Prace poszły sprawnie, po godzinie już 33 sadzonki były w ziemi.

Po powrocie do domu trzeba zjeść jakieś śniadanie. Dzień wcześniej zakupiłem frankfurterki, to czemu by ich nie zjeść, do tego sałatka z pomidora i cebuli. Powiem, że smaczne. Nadeszła pora, żeby trochę popracować nad blogiem. Nawet nie wiem kiedy, i już zrobiła się godzina 16. Dzwonek do drzwi, w odwiedziny wpadła rodzinka. Kawa ciacho i pierdoły. Zapomniałbym, w międzyczasie zdążyłem się jeszcze obciąć, oczywiście przed odwiedzinami. I tak zleciała niedziela, pora się szykować do pracy.

Do zobaczenia za tydzień.

Możesz również polubić…

guest
0 komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments